znajdę... kto wie... możebym i ja jeszcze się namyślił.
— Nic gorszego w takich razach, jak namyślać się długo! — zawołał jowialnie Horoszkiewicz. — Toć pan już niejednokrotnie rozpoczynałeś konkury, a w stanowczej chwili wycofujesz się zręcznie... Żal swobody?... hę?...
Wysocki ramionami wzruszył, co miało ironii najwyższej być wyrazem. Mówił zawsze, że kobiet nie znosi, ale podobno parę odkoszy, które otrzymał, były powodem tego przymuszonego w celibacie rozmiłowania.
— A widzi pani?... Cha! cha! cha! Jak to tatuś pani mądrze powiedział! — zawołał Turczyński, pokręcając nastroszone wąsiki i zwracając się wprost do Elizy. — Nic golszego, jak dwugo się namyślać. I ja jestem tego zdania! bo potem może być za późno!...
Karty właśnie rozdano. Turczyński się zręcznie od winta wykręcił, żeby zdobyć chwilkę rozmowy na osobności z panną Elizą.
— Ja wierzę w przeznaczenie — rzekła Eliza wymijająco, czując, do czego Turczyński zmierza; — panu Wysockiemu widocznie nie było przeznaczonem ożenić się za młodu....
— A mnie? jak pani myśli? co jest sądzonem? — zapytał pan Wincenty, przysuwając się bliżej i starając się zajrzeć w oczy Elizy, która trzymała je teraz uparcie utkwione w robótkę, zajęta haftowaniem jakiegoś monogramu.
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/49
Ta strona została skorygowana.