jakby mgłą melancholii spowijają, drugie daje łagodną słodycz bezwzględnego spokoju, jakiś refleks nieziemskiego szczęścia i cichego ukojenia. Pani Zuzanna starała się stworzyć sobie sztucznie obowiązki rodzinne, otaczała więc macierzyńską pieczołowitością różnych wychowańców i wychowanki, przeważnie chrześniaków, traktowała bowiem poważnie tytuł chrzestnej matki, który większość za czczą formę uważa, — ona zaś, przyjmując moralne zobowiązanie czuwania nad tym drobiazgiem, spełniała je z miłością i oddaniem.
Za to w życiu codziennem trudno było znaleźć osobę mniej praktyczną, a przedewszystkiem mniej liczącą się z własnym interesem, jak pani Wołoknicka.
— Cóż to za gospodarowanie dziwaczne w tej Szumlance! Pożal się Boże! — wołali sąsiedzi, oburzając się potrosze szczodrością i pobłażliwością poczciwej staruszki. — A toż to panią dobrodziejkę okraść mogą z kretesem, bo pani wszystkim ludziom wierzy!
A ciocia Zuzia śmiała się dobrotliwie, tłómacząc się jakby z pewnem zakłopotaniem:
— Czyż taki wszystkim, koteczku? Nie myślcie znów, że jestem tak bardzo naiwną. Ale powiedzcież mi, proszę, moi drodzy, czy mogłabym nie ufać moim sługom, z których żaden mniej niż lat trzydzieści nie jest przy dworze?... Wszystko to u mnie wyrosło, u mnie się zesta-
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/72
Ta strona została skorygowana.