na nie, lub rozwijając w dalszym ciągu to, co ona czuła, lecz niedość jasno jeszcze sformułować była zdolna.
Okazało się, że Edward spotykał kiedyś w kółkach koleżeńskich Tadeusza — i chociaż nie znali się bliżej, mieli z sobą wiele wspólnego; Edward przypomniał sobie, że ma dotąd pożyczone od niego książki, których nie mógł potem mu doręczyć, — obiecał więc dać je Elizie, zalecając, by przeczytała; ofiarował się nawet trudniejsze ustępy objaśniać.
Ponieważ dla Elizy brat był bożyszczem, więc już tem samem ktoś, co go znał i życzliwie się o nim wyrażał, był jej sympatycznym, stanowiąc jakby łącznik z owym wymarzonym światem, który idealizowała w swej wyobraźni.
Z ciekawością słuchała, gdy Edward dźwięcznym, przyciszonym głosem opowiadał o życiu studenckiem i o ostatniem swem z Tadeuszem spotkaniu. Widział się z nim później niż Eliza, więc dowiadywała się od niego szczegółów, które były niejako dopełnieniem krótkich i czasem całkowicie dla niej niejasnych listów brata.
Obie pary tak były zajęte rozmową, że nawet się nie spostrzegły, jak upłynęło im sporo czasu — i Stasia, wysłana w pogoń za zbiegami, odszukała ich nad brzegiem stawu, gdzie skierowali się właśnie dla podziwiania owej łodzi.
Podwieczorek, składający się z nabiału i z doborowych owoców, znów całe grono zjednoczył.
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/84
Ta strona została skorygowana.