„Co było? co jest? co będzie? co dla niej? Czego się nie spodziewa? co niezawodnie?“
Stasia wiedziała, że matka na jej intencyę kładzie tę kabałę i że potem, gdy wypadkiem źle karty się złożą, mówić będzie długo w noc modlitwy i koronkę do Przemienienia, aby to złe od dziecka odwrócić, łącząc dziwnie w swem pojęciu religijne praktyki z wiarą w zabobony, kabały i czary.
Dziewczyna wpadła naraz w objęcia matki i przytuliła się do jej szerokiej piersi z taką namiętną tkliwością, że Cembrzycka spojrzała niespokojnie w jej pałające oczy, i znak krzyża nakreśliwszy w powietrzu, rzekła niespokojnie:
— Serceż ty moje kochane!... Dziecko, co tobie?...
— Nic, nic, mateńko; znużona jestem i senna jakaś; sama nie wiem, co mi jest...
I po chwili, jakby jej kto zaprzeczał, zawołała stanowczo:
— Ja ciebie, tylko ciebie kocham, matusiu....
Cembrzycka, nieprzywykła do takich wybuchów uczucia córki, zdziwiła się, lecz zarazem rozczuliła ogromnie.
— Słonko ty moje, ptaszyno kochana! No, idź już spać, wypocznij. A jakże te panny? Podobały się tobie? Zosia wyładniała, zdaje mi się?...
— Nie wiem — odparła Stasia porywczo. — Nie wiem! może! Ale ja jej nie cierpię!...
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/88
Ta strona została skorygowana.