Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/9

Ta strona została skorygowana.



Cokolwiek czynicie, z duszy czyńcie.



Była godzina szósta wieczorem. Czerwone słońce skośnymi promieniami wślizgiwało się do skromnego mieszkania, na ustronnej ulicy powiatowego miasta położonego, kładąc jasne plamy na wypłowiałe tapety, na ciężkie meble o staroświeckim zakroju, lampę, zwieszającą się od sufitu nad stołem dużym, pokrytym ceratą, wokoło którego szerokimi krokami przechadzał się mężczyzna już niemłody, o wysokiem czole, z chmurnym w tej chwili, lecz dobrodusznym wyrazem twarzy. Tuszy był okazałej; widocznie gorąco i zmęczenie rozpłomieniło jego policzki, gdyż co chwila chustką ocierał pot z czoła, a potem chłodził się nią jak wachlarzem.
Przy otwartem oknie siedziała młoda panna, w ręku miała w pół złożoną książkę, w której palcem przytrzymywała stronicę, jakby do nagle przerwanego czytania znów za chwilę zamierzała powrócić.