Bo nie z serca, lecz z głowy płynęły jej te słowa, obojętności mające być dowodem. „Wszystko jedno!“ — mówił rozsądek, a serce cichuteńko gdzieś w głębi szeptało coś w rodzaju pełnych słodkiej melancholii słów poety.
„Miłowanie — złota zorza!
Miłowanie — kara Boża!
Miłowanie — dusz bratanie
I niewolą miłowanie!“
∗
∗ ∗ |
W Szumlance wcześnie kłaść się spać było we zwyczaju. Gdy się więc towarzystwo rozeszło, dziewczęta w swym wyświeżonym, eleganckim sypialnym pokoiku gwarzyły wesoło i swobodnie o pierwszych wrażeniach pobytu na wsi.
Zosia cieszyła się, widząc, jaką szczerą radością wszystko to napawa Elizę.
Skalska, która pokój przyległy zajmowała, przywołała jeszcze córkę do siebie i robiła zlekka uwagi, jak ma się na przyszłość względem studentów zachowywać.
Była to banalna tyrada, którą Zofia zresztą na pamięć znała, a treścią jej była chęć zabezpieczenia córki od wplątania się w niepotrzebną i do niczego nieprowadzącą skłonność serca.
Ale Zosia roześmiała się głośno.
— Cóż znowu! „Trop de bruit pour une ome-