dobrej cioci Zuzi, której dom staropolski był jakby oazą na drodze jego życia; spotkał się bowiem tutaj z dwiema rzeczami, których nie zaznał dotąd, a były niemi: dobrobyt i macierzyńska troskliwość.
Od dzieciństwa w sieroctwie i biedzie wychowany, miał charakter nieufny i trochę dziki, była to natura entuzyastyczna i gorąca, którą wiecznie poskramiały nieprzyjazne okoliczności. W Szumlance odżył na nowo, upajały go czary wsi spokojnej, wsi szczęśliwej, chwilami wzbierały w piersi fale natchnienia i czuł, że tu właśnie może stworzyć coś takiego, o czem marzył nieokreślenie, lecz dotąd nie skrystalizował o tyle w myśli, aby wypowiedzieć słowami.
Arcydzieło owo kołatało się w jego mózgu jak duch pokutujący, przejmując go dziwnym niepokojem oczekiwania.
Edward starał się wyrobić w sobie koniecznie ową energię kontemplacyi, którą Newton teoryę twórczości własnej objaśnia.
Ale mijały dnie i tygodnie, codziennie całe stosy zdartych kart zapisanego papieru wymiatał Grześ z pod jego biurka, które Stefan „kuźnią artystycznych pomysłów“ nazywał, arcydzieło jednak nie wyłoniło się dotąd na świat Boży, i Edward począł wątpić o sobie, i o newtonowskiej teoryi tworzenia i o tem, żeby kiedykolwiek z jego powodu literatura nasza wzbogaciła
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/94
Ta strona została skorygowana.