Strona:Nauczyciel.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA PIERWSZA.
FREDZIO, GENIO, TEOŚ, ANDZIA, ROBERT.

ROBERT (do dzieci). Dzień dobry, moi drodzy! Ale cóżto się stało? Skąd te smutne miny? Czyście mieli jaką przykrość?
WSZYSCY. Spotkało nas wielkie nieszczęście!
ROBERT (zaniepokojony). Czy przytrafiło się co złego memu wujowi?
WSZYSCY. Ależ nie! To nie to.
ROBERT. Czy może ciocia niezdrowa?
WSZYSCY. I nie to także.
ROBERT. A więc cóż takiego? Doprawdy, nie mogę odgadnąć.
ANDZIA. A więc powiem ci wszystko. Wiesz o tem, że od pewnego czasu tatuś zaprzestał nas uczyć. Bardzo wiele ma zajęcia.
ROBERT. To znaczy, że używacie wakacyj. Cóżto więc tak strasznego? Przeciwnie, powinniście się z tego cieszyć.
Zazdroszczę wam, moi kochani, i chęt-