O ROZTROPNOŚCI LUDZKIEJ
Nie wyż: urwa jest rzeczą straszną!
Urwa, gdzie spojrzenie w dół zapada, a ręka wzwyż chwyta. Zawrót wówczas serce ogarnia od tej podwójnej jego chęci.
Och, przyjaciele, odgadujcież serca mego wolę podwójną?
Tem jest moje urwisko i niebezpieczeństwo moje, że spojrzenie me wzwyż pada, podczas gdy dłoń trzymać się pragnie i wesprzeć — na głębi!
Człowieka czepia się ma wola, kajdanami skuwam się z człowiekiem, ponieważ porywa mnie wzwyż ku nadczłowiekowi: jako że tam dąży inna ma wola.
I dlatego też żyję ślepy między ludźmi; jakobym ich nie znał wcale: aby ma dłoń nie straciła wiary w mocne oparcie.
Nie znam was, ludzie: ta ćma i otucha rozściela się wokół mnie.
Siedzę przy gościńcu dla każdego łotra dostępny i pytam: kto chce mnie oszukać?
Tem jest ma pierwsza roztropność ludzka, że się oszukiwać pozwalam, aby nie mieć się na baczności przed oszustami.
Och, gdybym na baczności przed człowiekiem mieć się musiał: jakżeby mógł człowiek być bani mej kotwią! Zbyt łatwo oderwałoby mnie wzwyż i odniosło precz!
Ta opatrzność jest nad mą dolą, że bez przezorności żyć muszę.
Zaś kto pośród ludzi zmarnieć nie chce, musi się nau-