Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/20

Ta strona została przepisana.

haterów“ w wieku XIX-ym wyglądają wprawdzie równie ogolone, lecz miękkie oblicza osób duchownych. Ci „bohaterzy“ z kultu, „reprezentanci“, „devasi“ oraz „nadludzie“ okazują się nieprawemi dziećmi z plebanji, lub conajmniej spokrewnionemi z nią jaknajbliżej. (Rzecz zastanawiająca: aż w trzech wypadkach, na czterech wogóle pisarzy; zaś ten czwarty był, jak się rzekło, chorowitym człekiem). Co więcej: „nadczłowiek“ ma wszystkie cechy późnego potomka rodziców wiekowych. To dziecko jest przemądrzałe: za dużo wie i myśli o sobie. W pamiętnikach swych wojennych „nadczłowiek“ mówi, a raczej kłamie, wyłącznie tylko o sobie; przed wojną był albo dostojnym profesorem (bodaj tylko w gestach) swego nadczłowieczeństwa, albo jego poetą. Zaratustra swojem tak się w końcu upaja, że w ostatnich częściach poematu każe nieomal wyłącznie o swej własnej osobie, składając nieustanne pieśni i hymny na cześć swej „duszy przedziwnej“.
Coś wrychle niepłodnego, jakiś martwy punkt egotyzmu jest w tem ostatniem słowie indywidualizmu XIX-go wieku.
Gdy tacy mistrze, jacyż będą tedy ich uczniowie w XX-tym wieku? Mistrze — byli pastorzy i księża, — utracili wiarę, bądź osłabili ją w sobie; wierzą jednak jeszcze mocno (jak to zwykle w takich razach bywa) w samych siebie. O uczniach zaś swoich, tych najlepszych, „ludziach wyższych“ powiada Zaratustra: „Zapisani z góry do dołu znakami przeszłości, z których wołają natrętnie wszystkie czasy i ludy, wszystkie obyczaje i wiary... są jak malowane obrazy wszystkiego, w co kiedykolwiek wierzono“. Jakżeby tacy ludzie mogli wierzyć w siebie? w instynkt własny? Jakżeby oni mogli znieść jakiekolwiek zamknięte horyzonty swego czynu, czy też powołania?... Aczkolwiek „nic nie jest prawdziwe, a wszystko jest dozwolone“, wszystko już było! było! było!...