Lecz kto z mego jest rodu, ten się nie umknie takiej godzinie, godzinie, która doń rzecze: „Aliści teraz dopiero idziesz drogą swej wielkości! Szczyt i przepaść — w jedno się to teraz zwarto!
Idziesz drogą swej wielkości: ostatnią twą ucieczką stało się to, coć było dotychczas największem niebezpieczeństwem!
Idziesz drogą swej wielkości: odtąd najlepszą winno ci być otuchą, iż poza tobą niema już drogi!
Idziesz drogą swej wielkości: nikt tu za tobą nie popełznie! Twa noga gasiła sama ślady drogi poza sobą, drogi, nad którą widnieje napis: niemożebność.
A gdy ci obecnie wszelkich drabin zbrakło, winieneś się rozumieć i na tem, jak się na głowę własną wspinać należy: jakżebyś ty inaczej wspinać się zdołał?
Na głowę własną i ponad własne serce! Co najłagodniejszego jest w tobie, największą tężyzną stać się to jeszcze musi.
Kto się zanadto zwykł oszczędzać, chorzeje wreszcie z oszczędzania tego. Chwała wszystkiemu, co twardym czyni! Nie sławię ja krainy w miód i mleko opływającej!
Od siebie — wdal nauczyć się spoglądać, aby wiele móc widzieć: — ta tężyzna niezbędna jest dla każdego, kto się na góry wspina.
Kto zaś, jako poznający, oczyma natrętny bywa, jakżeby on mógł dojrzeć w rzeczach coś więcej nad ich powierzchowne zarysy.
Ty jednak, o Zaratustro, chcesz dojrzeć rzeczy wszelkich spody i podspody: musisz więc przeto ponad samego siebie się wspinać, — w górę, wzwyż, aż póki gwiazd własnych nie ujrzysz pod sobą!
O tak! Na dół spozierać na samego siebie i na gwiazdy własne: to niech mi dopiero szczytem moim będzie, pozostało mi to jeszcze do osiągnięcia, jako szczyt mój ostatni! —
Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/205
Ta strona została przepisana.