Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/215

Ta strona została przepisana.

Gdyż z głębi duszy kocha się tylko własne dziecię i dzieło własne; a gdzie jest wielka miłość ku samemu sobie, tam jest i wróżebne znamię brzemienności: takem ja znajdował.
Zielenią mi się jeszcze dziatki moje w pierwszej wiośnie swej, w gęstej gromadzie skupione i społem jednymi wichry miotane: owe drzewa ogrodu mego i mej nadziei ogrójca.
I zaprawdę! Gdzie drzewa takie zwarto stoją, tam wyspy szczęśliwości!
Lecz rozsadzę kiedyś drzewa swoje i każde na osobności postawię, aby się samotności uczyło, zuchwalstwa, a baczenia.
Sękate a pokrzywione, jak drzewo górskie o podatnej twardości, nad morzem niech stoi, niby wieża ogniowa niepokonanego życia.
Tam, gdzie nawałnice w morze walą, gdzie olbrzymia trąba gór wodę spija, tam oczekują każdego dzienne straże i nocne czuwania, aby samego siebie poznał i doświadczył.
Poznawany i doświadczany ma być każdy, zali jest z mego rodu i pochodzenia, — zali jest panem woli długiej, milczącym nawet wówczas, gdy mówi, i ustępstwa w taki sposób czyniącym, że w dawaniu bierze: —
— aby kiedyś moim towarzyszem się stał, Zaratustry współtwórcą i wespół świętującym: — aby się stał takim, co moją wolę na moich wypisze tablicach: ku rzeczy wszelkich doskonalszemu dopełnieniu.
W imię więc jego i jemu podobnych samego siebie udoskonalić muszę: przeto uchylam się szczęściu i ofiaruję niedoli wszelakiej — kwoli ostatniemu doświadczeniu i poznaniu siebie.
I zaprawdę, czas był już po temu, abym dalej szedł: i pielgrzyma cień i najdłuższa chwila i najcichsza godzina — wszystko mówiło mi: „czas to najwyższy!“
Wionął mi wiatr poprzez szczelinę zamku i powiedział: „Chodź!“ Rozwarły się drzwi podstępnie i rzekły: „Pójdź!“
A jam leżał, skuty miłością ku dzieciom swoim: pożą-