Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/231

Ta strona została przepisana.

niał i wodę swą mącił, aby go nikt wskróś i wgłąb nie przejrzał.
Lecz do niego to właśnie zbliżali się najprzebieglejsi z nieufnych i orzechów najlepsi wyłuskiwacze: jemu to właśnie wyławiano najbardziej ukryte ryby!
Lecz ci jaśni, ci żwawi, ci przejrzyści, — oto mi są najmądrzejsi z przemilczających: których dno tak głębokie bywa, że nawet najjaśniejsza woda dna tego nie — zdradzi. —
Śnieżnobrode, milczące zimy ty niebo, krągłooka biała ty głowo nade mną! O, ty niebiańska przenośnio duszy mojej, oraz jej swawoli!
Zalim nie powinien się ja ukrywać, jak ktoś, co złoto połknął, — aby mi duszy nie rozpłatano?
Zalim ja koszturów dźwigać nie powinien, aby długie me nogi przeoczyli, — wszyscy ci zawistnicy i litośnicy, wokół mnie będący?
Te dymiące, piecuchowe, zużyte, przekwitłe, utrapione dusze — jakżeby ich zawiść mogła znieść me szczęście!
Przeto pokazuję im tylko lody i zimę na wierzchołkach swych — zaś nie to, że góra moja jeszcze i słońca wszystkie zawoje wokół siebie zarzuca!
Słyszą wszak tylko mych zimowych zamieci poświsty: zaś nie to, że i ja ponad ciepłemi niosę się wody, jako tęskne, ciężkie i gorące wichry południa.
Litują się nad mymi wypadkami i przypadkami: — lecz moje słowo brzmi: „pozwólcie przypadkowi przyjść do mnie: niewinny jest on, jak dziecię!“
Jakżeby nie szczęście oni znieść mogli, gdybym wypadkami, zimy niedolą, czapicami niedźwiedzi białych i śnieżnego nieba osłonami szczęścia swego nie osłaniał!
— i gdyby mnie samemu luto się nie stało od ich litowania: od litości tych zawistników i litośników!
— i gdybym sam się przed nimi nie uskarżając i zębami nie podzwaniając, nie zezwalał cierpliwie, aby mnie ich litość otulała!