Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/235

Ta strona została przepisana.

— gdzie wszystko skażone, osławione, zmurszałe, owrzodzone, spiskujące, w ropień wielki zbiera: —
— spluń na wielkie miasto i zawróć!“

Tu przerwał Zaratustra spienionemu błaznowi i zatkał mu usta dłonią.
„Zaprzestań wreszcie! krzyknął Zaratustra, mierzi mnie i mowa twa, i osoba twoja!
Czemuś tak długo u bagna przebywał, żeś się sam stał żabą i ropuchą?
Czy w twoich oto żyłach nie płynie już ta gnilna i pienna krew bagniska, żeś się nauczył tak rechotać i złorzeczyć?
Czemuś w lasy nie poszedł? Czemu ziemi nie orzesz? Wszak pełne są morza ogrójców zielonych?
Gardzę ja twem gardzeniem; a zanim mnie ostrzegać, — przecz siebie samego nie ostrzegłeś?
Z miłości jedynie winna wzbijać się ma wzgarda i ptak mój spostrzegawczy: lecz nie z bagna! —
Zwą cię małpą moją, błaźnie ty spieniony: lecz ja zwę cię świnią mą rechczącą, — rechtaniem swem popsujesz ty mi me sławienie błazeństwa.
Lecz cóż to cię przedewszystkiem rechtać nauczyło? Że ci nie dość schlebiano: — i przetoś przy tym ścieku zasiadł, abyś miał powody do rechtania, —
— abyś miał powody do wielorakiej zemsty! Zemstą oto, błaźnie ty próżny, jest twe pienienie się całe, — odgadłem ja cię przecie!
Lecz twe słowa błazeńskie szkodę mi czynią, nawet wówczas, gdy słuszność jest za tobą. I gdyby słowo Zaratustry po stokroć prawem było: jedno twoje słowo zawszeby tylko — nieprawość czyniło!“
Tako rzekł Zaratustra; spojrzał na miasto wielkie i zamilkł na długo. Wreszcie w te odezwał się słowa:

Obmierzłe jest mi to miasto wielkie i nietylko błazen ten. I tu, i tam nic polepszyć, nic pogorszyć się nie da.