Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/259

Ta strona została przepisana.

bogów, jak szczęśliwości pełne przeczenie sobie, ponowne uleganie i ponowne do się przynależenie wielu bogów: — Gdzie czas wszelki zdał mi się błogim szyderstwem z chwili, gdzie konieczność wolnością snadnie była, kolcem błogo igrającej wolności: —
Gdziem szatana swego i prawiecznego wroga odnalazł: ducha ciężkości i wszystkie jego stwory: przymus, przepis, troskę i smutek, i cel, i wolę, i dobro, i zło: —
Bo czyż nie powinno istnieć to, ponad czem tańczyć i pląsać się będzie? Czyż gwoli lekkim i najlżejszym nie powinny istnieć — krety i karły ciężkie? —

3

Tam też i słowo „nadczłowiek“ na drodze podjąłem, oraz i to, że człowiek jest czemś, co przezwyciężone być winno,
— że człowiek jest mostem, a nie celem: sławiącym swe szczęście za to południe i wieczór, jako że to jest droga ku nowym jutrzniom:
— podjąłem słowo Zaratustry o wielkiem południu wraz z tem wszystkiem, com ponad człowiekiem zawiesił, niby purpurowe wtórne zorze.
Zaprawdę, nowe ich oczom odkryłem gwiazdy i nowe noce; a ponad chmurami, ponad dniem i nocą rozpiąłem nadto śmiech, niczem namiot gwiaździsty.
Nauczyłem ich wszystkich swych myśli i zabiegów: marzeniem i czynem w jedność sprzęgać, co ułamkiem było w człowieku, i zagadką, i okrutnym przypadkiem, —
— jako poeta, zagadek odgadywacz i wyzwoliciel przypadku, uczyłem ich, jak dzieła przyszłości twórczo się imać, i wszystko, co było —, tworząc wyzwolić.
Przeszłość w człowieku wyzwolić i wszelkie „Tak było“ przetworzyć, póki wola nie rzeknie: „Tak właśnie chciałem! Tak chcieć będę — “