Ja, Zaratustra, orędownik życia, orędownik cierpienia, orędownik koliska — wołam cię, myśli ma przepaścista!
Chwała mi! Zbliżasz się — słyszęć już! Bezdeń ma przemawia, ma ostatnia głębia dobyła się na światło dzienne!
Chwała mi! Bliżej tu! Dłoń mi podaj — — ha! puszczaj! — Ha, ha! — — Wstręt, wstręt, wstręt — — — biada mi!
Zaledwie jednak Zaratustra te słowa wygłosił, zwalił się z nóg jak martwy, i jak martwy, długi czas na ziemi leżał. Gdy przyszedł wreszcie do siebie, blady był na twarzy, drżący na ciele, z łoża podnosić się nie chciał i wzbraniał się długo jeść i pić. Trwało to dni siedm; zwierzęta nie opuszczały go dniem i nocą, orzeł tylko wylatywał raz po raz, aby pokarm mu znieść. Co zaś znalazł i zrabował, układał na posłaniu Zaratustry: tak że Zaratustra leżał wreszcie pod stosem żółtych i czerwonych jagód, gron, jabłek różanych, wonnych ziół i szyszek piniowych. U nóg zaś jego leżało jagniąt dwoje, które orzeł z trudem porwał pastuchowi.
Wreszcie po siedmiu dniach podjął się Zaratustra z łoża, wziął jabłko różane do ręki i lubował się jego wonią. Wówczas, mniemały zwierzęta, nastał czas, kiedy do niego przemówić należało.
„O, Zaratustro, rzekły, oto już siedm dni leżysz z ciężką powieką: nie zechciałbyś wreszcie podjąć się na nogi?
Wyjdź z jaskini: świat na cię, jak ogród, czeka. Wiatr igra ciężkiemi woniami, które do ciebie garnąć się pragną; wszystkie strumienie gonić cię chcą.
Rzeczy wszelke tęskniły za tobą, czasu gdyś ty siedm dni sam pozostawał, — wynijdź z jaskini! Rzeczy wszelkie lekarzami chcą ci być!
Zali nowe nawiedziło cię poznanie, gorzkie i ciężkie? Jak