DRUGA PIEŚŃ TANECZNA
W oczy twe spojrzałem wreszcie, o życie: złoto błysnęło mi w twem nocnem oku, — i zamarło serce nie od rozkoszy tej:
— złota łódź błysnęła mi na nocnych wodach, tonąca, chłonąca i znów oto wabiąca złotej łodzi kołyska!
Na nogi nie, które szał taneczny ogarniał, rzuciłaś jedno spojrzenie, — drwiące, pytające, rozkoszą kołyszące spojrzenie:
Dwukrotnie zaledwie poruszyłaś grzechotki drobną dłonią swą: już kołyszą się nie nogi, już w taneczny wpadły szał. —
I wspinały się już stopy, palce już słuchały, by zrozumieć cię: bo wszak tancerz czujny słuch — w palce stóp swych śle!
Kiedy żądny k’tobie skoczę: wioniesz wstecz, płochliwa; jako język, szydzi zwiewna włosów twoich grzywa!
A kiedy od ciebie, od węży twych odskoczę: w półzwróconych ku mnie oczach pożądliwość zoczę.
Zdradne twoje oczy — na zdradne wiodą drogi; na twych zdradnych ścieżkach — podstępów uczę nogi!
Kiedyś bliska — lękiem zdjęty, gdy daleka — kochający; twą ucieczką przywabiony, a gdy szukasz, przepłoszony: — cierpię, lecz czegóżbym nie przebolał dla cię bolejący!
A że chłód twój rozpłomienia, nienawiść uwodzi, że ucieczka twoja pęta, twój szyd — tkliwość rodzi:
— więc któż tobie nie dorzeczy doświadczeń omocie, po-