Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/357

Ta strona została przepisana.

Możeście wy zaprawdę wszyscy społem ludźmi wyższymi: dla mnie — nie jesteście ani dość wysocy, ani dość krzepcy.
Dla mnie, znaczy: dla tej nieubłagalności, która we mnie milczy, lecz nie zawsze milczeć będzie. A jeśli przynależycie do mnie, to wszakże nie jako moje prawe ramię.
Albowiem ten, kto, jako wy, na chorych i wątłych nogach stoi, ten chce przedewszystkiem więdnie czy skrycie, aby go oszczędzano.
Ramion i nóg swoich nie oszczędzam ja wszakże, nie szczędzę wojowników swych: jakżebyście chcieli nadać się do mojej wojny?
Z wami zepsułbym sobie każde zwycięstwo. A niejeden z was obaliłby się już, zasłyszawszy tylko moich bębnów łoskot.
Nie jesteście mi też dość urodziwi i dobrze urodzeni. Potrzebuję gładkich zwierciadeł dla swej nauki; na waszej powierzchni wykoszlawia się nawet obraz mój własny.
Na ramionach waszych cięży niejedno brzemię, niejedno wspomnienie; niejeden zły karzeł przyczaja się w waszych kątach. Tkwi też w was i motłoch ukryty.
I aczkolwiek jesteście ludźmi wysokiego i wyższego pokroju: wiele jest w was krzywego i nieforemnego. Niemasz takiego kowala na świecie, któryby was wyprostować i wyrównać zdołał.
Jesteście tylko mostami: niechże wyżsi po was kroczą! Oznaczcie stopnie: nie złorzeczcież temu, który się po was na swoją wyżynę wspina!
Z waszego nasienia wyrośnie może i dla mnie prawdziwy syn i dziedzic: lecz przyszłość to daleka. Wy sami nie jesteście ci, do których nie dziedzictwo i imię należy.
Nie na was oczekuję w tych górach, nie z wami wolno mi będzie znijść po raz ostatni. Przyszliście tu do mnie, jako zwiastuni, że wyżsi są już w drodze, —
— a nie są to ludzie wielkiej tęsknoty, wielkiego wstrę-