Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/399

Ta strona została przepisana.

Przyjaciele moi, cóż wy o tem mniemacie? Nie chcecież wraz ze mną mówić do śmierci: Byłoż więc to — życiem? Kwoli Zaratustrze, hejże! Jeszcze raz!“ — —
Tak mówił najszpetniejszy człowiek; a było to na chwilę przed północą. I jak sądzicie, co się wówczas przytrafiło? Skoro tylko ludzie wyżsi usłyszeli to pytanie, uświadomili sobie nagle swą przemianę i uzdrowienie, oraz kto był sprawcą tych przeistoczeń: garnęli się do Zaratustry z podzięką, uwielbieniem i pieszczotą; całowali go po dłoniach; każdy zachował się wedle swego przyrodzenia: jedni śmieli się, inni płakali. Stary wróżbiarz tańczył z radości; i aczkolwiek był on wówczas pełen słodkiego wina, jak mniemają niektórzy opowiadacze, wypełniała go bez wątpienia jeszcze bardziej słodycz życia, oraz wyrzeczenie się wszelkiego znużenia. Są i tacy, którzy opowiadają, jakoby i osieł wówczas tańczył: nie darmo najszpetniejszy człowiek napoił go był winem. Bądź co bądź, jeśli onego wieczoru osieł nawet nie tańczył, działy się wówczas większe i dziwniejsze cuda nad taniec ośli. Krótko i węzłowa to, jak oto głosi przysłowie Zaratustry: „i cóż na tem zależy!“

2

Zaratustra jednak, podczas tych wydarzeń z najszpetniejszym człowiekiem, stał, jak pijany: wejrzenie jego przygasło, język bełkotał i słaniały się nogi. I któżby wówczas odgadnął, jakie myśli przemykały przez jego duszę? Najwidoczniej jednak duch jego cofnął się, potem przed się wybiegł i w dalekich przebywał dalach, jakoby „na wysokiem jarzmie, jak stoi pisano, między dwoma morzami,
— między przeszłością i przyszłością, snując się jak ciężka chmura“. Powoli jednak, podtrzymywany ramionami ludzi wyższych, powracał do siebie i bronił się rękoma od natarczywości uwielbiających, a zaniepokojonych; nie mówił wszakże nic. Nagle zwrócił szybko głowę, jak gdyby coś usły-