Słodka lutni! Lutni słodka! Kocham ja twój ton, twój upojony ton kumaka! — z jak dalekich dziejów, z jak dalekich stron dziś nawiedza mnie twój ton? hen, zoddali, gdzie kochania cichy staw!
Stary dzwonie, słodka lutni! Każdy ból w serceć bił, ojca ból, ojców ból i praojców bole; tak dojrzała mowa twa, —
— źrzałą stała się jak jesień, jako południe, jak nie serce pustelnicze, — oto głosisz się: źrzałym stał się świat i brunatnem grono,
— oto umrzeć chce, z szczęścia umrzeć pragnie. O, ludzie wyżsi wy, nie czujeciesz nic? Potajemnie woń tu bije,
— woń i zapach to wieczności, różą upojona, złota i brunatna winna woń, co z starego szczęścia bije,
— z upojonej, północnej szczęśliwości skonu, która śpiewa: świat głębin zwał, głębszych, niż, jawo, myślisz, śnisz!
Puść mnie! Puść! Jam dla ciebie za czysty. Nie tykaj mnie! Czyż nie doskonały stał się owo świat?
Za czysta skóra ma dla dłoni twych dotknięcia. Puść mnie, głupi i prostacki, puść mnie, gnuśny dniu! Zali północ nie jaśniejsza?
Najczystszym panami ziemi być, najbardziej niepoznanym, najsilniejszym duszom północnym: głębsze one i jaśniejsze niźli każdy dzień.
O dniu, omackiem szukasz mnie? Więc szczęścia mego szukasz? Więc jestem dla cię bogaty, samotny, skarbów kopalnią, komorą złotą?
O świecie, chcesz-że mnie? Jestemż dla ciebie świecki? Jestemż dla ciebie duchowny? Jestemż dla cię boski? Wszakże, dniu i świecie, zbyt ociężałe wy jesteście,
— miejcie dłonie tu mądrzejsze, chwyćcie głębsze szczę-