— tęskniące za wszystkiem, co dalsze, wyższe i jaśniejsze.
„Dziedziców chcę — wola wszystko, co cierpi, — dzieci pragnę, nie chcę siebie“,
— rozkosz wszakże chce nie dziedziców, nie dzieci, — rozkosz chce siebie samej, chce wieczności, chce wrotu, chce „wszystkiego, co zawsze jednakie“.
Mówi ból: „Łam się, serce, krwaw! Wędruj nogo, skrzydle płyń! Bólu, w górę! bólu, wzwyż!“ Hejże! Hej! O, stare serce nie: „Zgiń!“ — mówi ból.
Jak mniemacie, ludzie wyżsi? Jestemż wieszczem? Marzycielem? Upojeńcem? Snów tłumaczem? Czy też dzwonem o północy?
Kroplą rosy? Czy wieczności tchnieniem, wonią? Nie czujecież, nie? Świat mój doskonały owo staje się, i północ jest południem, —
i ból jest rozkoszą, i klątwa błogosławieństwem, i noc jest słońcem, — odejdźcie mi, albo nauczę jeszcze was: i mędrzec jest trefnisiem.
Rzekliście kiedykolwiek „tak“ rozkoszy swej? O, przyjaciele moi, rzekliście zarazem „tak“ wszelkiemu bólowi. Wszystkie rzeczy spętane są ze sobą, splątane i zakochane w sobie, —
— skoroście chcieli kiedykolwiek „raz“ po raz wtóry, skoroście mawiali: „podobasz mi się szczęście, mgnienie, chwilo!“ tem zapragnęliście też wszystkiego z powrotem!
— wszystkiego od nowa, wszystkiego wiecznie, wszystkiego w spętaniu, splocie i umiłowaniu wzajemnem, o, tem umiłowaliście też i świat, —
— wieczni wy, miłujecie go wiecznie i po wszystkie czasy: i do bólu nawet mówicie: zgiń, lecz powróć! Gdy rozkosz za wiecznem życiem łka!