Strona:Nietzsche - Tako rzecze Zaratustra.djvu/71

Ta strona została przepisana.

Bezsennie czuwającym i nadczułym w nieustannej jawie uczyniło cię to poszukiwanie.
Ku wolnej garniesz się wyżynie, gwiazd łaknie twa dusza. Lecz i twe złe skłonności łakną również swobody.
Twe dzikie psy rwą się na swobodę; ujadają po twych piwnicach w ochocie szalonej, widząc jako twój duch burzy wszystkie więzienia.
Jeszcześ mi jest więźniem, co o wolności marzy: och, przebiegłą staje się dusza u tych więźni, lecz zarazem wykrętną i nikczemną.
Oczyścić winien się jeszcze wyzwolony duchem. Wiele z więzienia i zatęchłizny pozostało w nim jeszcze: oko jego czyste stać się winno.
O tak, znam ja niebezpieczeństwo twoje. Lecz na miłość moją i nadzieję zaklinam cię, bracie: nie porzucaj miłości i nadziei swej!
Szlachetnym czujesz się jeszcze, szlachetnym czują cię jeszcze i ci nawet, co głuchą niechęć i złe spojrzenia ślą za tobą. Wiedz, iż wszystkim stoi szlachetny na zawadzie.
Nawet i dobrym stoi szlachetny na zawadzie: a jeśli go nawet dobrym zową, to pragną go tem właśnie z drogi usunąć.
Rzecz nową pragnie tworzyć szlachetny i nową cnotę. Starego pragnie dobry i aby stare zachowane było.
Lecz nie to jest niebezpieczeństwem szlachetnego, iż się dobrym uczyni, lecz że się stanie zuchwalca, szydercą i burzycielem.
Och, znałem ja szlachetnych, co stracili swą najwyższą nadzieję. I oto spotwarzać poczęli wszystkie nadzieje.
I oto żyją czelnie w krótkich rozkoszach, i poza granicę dnia jednego nieomal że nie wyrzucają już swych zamierzeń.
„I duch jest rozpustą“. — wygłosili. W on czas połamali skrzydła duchowi swemu: i oto pełza wszędy i plugawi wszystko dogryzaniem.