Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 06 - Litwa.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

Po ścieżkach puszczy pomiędzy drzewami przesuwają się gromadki ludzi, odzianych w kożuchy, płócienne szaty albo skóry zwierząt. Dążą poważnie, bez gwaru i krzyku, ze spokojem na twarzach ogorzałych, zbrojni w łuki, maczugi, chociaż nie spieszą do boju.
Na Romnowe dziś dążą, do starej świątyni, pierwszej świątyni w Litwie, tu, na pruskiej ziemi.
Na polanie ją widać u świętego dębu, co niby ojciec puszczy rozłożył ramiona i błogosławi nowym pokoleniom, i opieką otacza wszystko, co tu żyje, i poi rosą świętą ze swych liści.
A głowę jego wieńczy olbrzymia jemioła, którą Pramzimas, odwieczny pan nieba, zawiesił na znak władzy.
Świątynia z bierwion zbudowana wielkich, sosnowych kłód, modrzewia, którego nie toczy robactwo. Nie wysoka, niezbyt obszerna, wygląda jednak poważnie, jak starzec, który zasiadł na sądy wśród dzieci.
Nic dziwnego, że Litwin z trwogą i poszanowaniem spoziera ten przybytek swych bogów — nie miał dotąd innego, a tu zgromadzono najstarsze bóstwa, wyciosane z drzewa lub wykute z kamienia. Stoją jedne pod dębem, inne we wnętrzu świątyni, gdzie płonie wieczny ogień, strzeżony pilnie przez kapłanki.
Lecz prócz świętego dębu i świątyni coś więcej dziś oglądać można na polanie: stos wielki i potężny, olbrzymi stos z drew suchych i smolnych gałęzi, stos, na którym Litwini palą ciała zmarłych.
Któż dzisiaj na nim spłonie tutaj, przed świątynią?