Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 09 - Królowie obieralni.djvu/09

Ta strona została uwierzytelniona.

a słuchacze notują jego obietnice, które muszą powtórzyć kołu.
Teraz cudzoziemscy posłowie odjeżdżają z Woli, gdzie im polecono: do Warszawy albo gdzieindziej, i niewolno im więcej pokazać się na polu elekcyjnem. Senatorowie radzą dalej w szopie, posłowie ziemscy udali się do swoich powiatów, aby im rzecz przedstawić i odebrać głosy.
Pierwej jednak już w szopie rozpatrzyli tę rzecz z senatorami, bo jeśli tu nie zgodzą się wszyscy na jednego, to do zgody nie dojdzie nigdy.
Więc kogo wybrać? Ten dobry, tamten lepszy, o tym mowy być nie może i t. d. zastanawiają się długo nad każdym: ci chcieliby tego, tamtym inny wydaje się odpowiedniejszy.
Trwa to naturalnie dni kilka. Gdy w szopie uchwalono już, kogo popierać, posłowie ziemscy wracają do koła, i każdy radzi ze swoim powiatem. Wyliczają zalety, wady kandydatów, ich obietnice i spodziewane korzyści, jaki każdy z nich przynieść może.
Trwają narady, spory, przekonywania się wzajemne. Panowie też spraszają wyborców do siebie, ujmują ich grzecznością, podarkami, poją, karmią u swego stołu, tłumaczą rzecz, jak sami rozumieją, jakby chcieli, ażeby rozumiała szlachta.
Wreszcie posłowie odbierają głosy, każdy od swego powiatu, a w szopie je obliczają.
I rozmaicie bywa: czasem zgadzano się łatwo od razu na jednego z kandydatów, a niekiedy do zgody nie mogło dojść wcale, — obierano dwóch