Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły
Biorą miód, który potem szlachci pańskie stoły;
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie;
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie,
Jako szczep najpłodniejszy w hesperyckim sadzie[1].
Nie jest to wiersz jedyny, którym upamiętnił to miłe sobie drzewo, gdzie upłynęło mu tyle chwil słodkich, w otoczeniu rodziny i przyjaciół, skąd podziwiał piękne widoki natury, czy to w letni poranek, pełen blasku, woni, barw świeżych, świergotu; czy w wieczór cichy, który przemawia do serca mruganiem gwiazd, szelestem niewidzialnych skrzydeł i spokojem usypiającej natury.
Kochanowski głęboko odczuwał i kochał piękno natury, jak i wszelkie piękno, gdyż był prawdziwym poetą.
Rey przekonał, że po polsku pisać można, że mowa nasza dosyć jest bogata, by w niej wyrazić wszystkie myśli i uczucia, lecz dopiero Kochanowski stworzył język piękny.
Ponieważ ojca utracił dość wcześnie, matka kierowała jego wykształceniem, a poznawszy niezwykłe zdolności młodzieńca, wysłała go po skończeniu akademji krakowskiej dla dalszej nauki za granicę. Przez lat kilka kształcił się więc Kochanowski w najlepszych szkołach włoskich, gdzie zajmowały go głównie arcydzieła poezji łacińskiej i greckiej, — potem pojechał jeszcze do Paryża.
- ↑ Sady bogiń Hesperyd, według podań greckich, pełne były złotych jabłek.