Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 11 - Wazowie.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

małe lampki i naczyńka z jakiemiś płynami, drobne kawałki metalu, albo kamyki — może drogocenne.
Na kominku — chociaż lato — ogień płonie, może dlatego, iż w wielkiej komnacie pomimo lata chłodno, — a może jest potrzebny, bo nad ogniskiem na małym trójnogu ustawiono tygielek, nad którym czuwa jakiś mąż poważny, siedząc w milczeniu na niskim stołeczku i przekładając czasem w zamyśleniu rozłożone przed sobą kawałki metalu.
Przy najbliższym stole pracuje człowiek w sile wieku, w białej jedwabnej szacie, szwedzkim krojem. Wpatruje się uważnie w ustawiony przed nim rysunek i z nadzwyczajną, drobiazgową dokładnością wykończa podług niego złoty relikwjarzyk, ozdobiony drogiemi kamieniami. Białe i delikatne jego ręce z niezwykłą wprawą używają drobnych narzędzi: kują, piłują, rozgrzewają metal, przycinają i wygładzają jego kształty. Na twarzy powaga wielka i zajęcie, w oczach zadowolenie.
I cisza w tej obszernej sali — czasem mucha zabrzęczy, uderzając skrzydłem o przezroczystą szybę, płomień wystrzeli głośniej na kominku, lekko uderzy maleńki młoteczek, pilnik zaskrzypi lub zasyczy metal, roztopiony w tyglu. Zresztą milczenie, cisza. I płyną godziny.
— Miłościwy panie, próbę możnaby rozpocząć — odzywa się spokojnie starzec przy kominku — wszystko gotowe.
Mężczyzna pracujący pilnie przy stoliku nie podniósł nawet głowy od roboty.
— Później — odparł półgłosem. — Miejcie wszystko w pogotowiu.