Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 11 - Wazowie.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

I znów milczenie długie, niczem nieprzerwane. Król polski, Zygmunt III, pracuje przy swoim warsztacie.
Wkońcu uśmiechnął się blado, spokojnie, twarz drobną, jasnym otoczoną włosem, ze szwedzka przystrzyżonym, zwrócił w stronę kominka z wyrazem zadowolenia.
— Zbliżcie się, mości Sędziwoju — wyrzekł cichym, bezdźwięcznym głosem — zobaczcie ten relikwjarz.
Starzec rzucił na niego dziwne, przelotne spojrzenie i powstał z miejsca. Podany mu relikwjarz był rzeczywiście piękny, z niezwykłą wykonany sztuką.
— Cenna rzecz, miłościwy panie — rzekł po chwili — nie ma takiego katedra wawelska.
Król uśmiechnął się prawie pogardliwie.
— Ani żaden z waszych kościołów — dokończył.
— Czy to dar dla katedry? — zapytał znów starzec po chwili. — Dar podwójnej wartości.
Dziwny wyraz przemknął po twarzy monarchy.
— Złoto drogie... i praca moja... — mówił jakby do siebie. — To arcydzieło, a skarb wasz ubogi... Złota trzeba — pokaż mi, waszmość, co umiesz.
— Trzeba poczekać, miłościwy królu: płyn ostygł i czas minął. Muszę rozpocząć znowu.
— Zacznij więc, mości Sędziwoju, od początku, chcę sam na wszystko patrzeć; tam masz tygielek nowy.