Schwycił chorągiew, na wiatr rozwinął,
Spiął ostrogami rumaka,
Ręką ku dziarskim husarzom skinął
I lotem puścił się ptaka.
Błysły od ziemi sromne źrenice,
Sypną się tłumy rycerstwa,
A grzmią moździerze, grają haubice,
Huczą Stawiszczan bluźnierstwa.
W dali znak biały miga jak wstęga...
Koń zbiega wały, przekopy,
Już przedmieściowych wałów dosięga,
Za nim husarze tuż w tropy.
I bramy miejskiej pierwszy doskoczy:
Nadbiega Daszko[1] w pogoni.
Wnet zgrozą obu zaiskrzą oczy,
I szabla w szablę zadzwoni.
I gwiżdżą cięciem częstem i gestem
Razy po razach, a krwawsze,
Aż jękła zbroja z przeciągłym chrzęstem —
I Daszko w prochu na zawsze.
Opada zewsząd zgraja wrzaskliwa...
I młodzian ręce już traci...
Lecz jeszcze usty chorągiew zrywa,
A tuż, tuż pomoc współbraci!
- ↑ Jeden z wodzów kozackich.