Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 13 - Czasy saskie, Stanisław August Poniatowski.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

się głośno, płakał, wzywał opieki Boskiej i zmiłowania dla tych nieszczęśliwych, którzy tak straszną zbrodnię popełnili. Gdy zauważył, że pilnujący go niejaki Kuźma, zwany w konfederacji Kosińskim, okazuje wahanie i niepewność, przemówił wprost do niego. Tłumaczył mu, że gubią kraj i siebie, obiecywał przebaczenie, jeśli się cofnie ze złej drogi.
Kuźma wzruszony, zaniepokojony, nie opierał się długo. Błagał o przebaczenie i obiecał pomoc. Natychmiast też wysłano chłopca do Warszawy z wiadomością, gdzie króla szukać.
Nakoniec rozedniało, i jednocześnie prawie ukazało się wojsko królewskie, które przybyło wcześniej od konfederatów.
Nastąpiła krótka utarczka, — siły nie były równe, z obu stron kilku padło, konfederaci pierzchnęli w popłochu, ale kilku ujęto.
Król powrócił w tryumfie, chociaż lekko ranny, a raczej podrapany stłuczoną szybą karety, i — prawie trudno uwierzyć — oskarżył konfederację przed sąsiednimi dworami o zamach na swe życie!
Naturalnie, że monarchowie sąsiedni pospieszyli ukarać królobójców. Konfederacja była zgubiona i potępiona, nikt już nie śmiał przemówić w jej obronie.
Wojska rosyjskie, pruskie, austryjackie niezwłocznie wkroczyły do Polski, — za trudno było walczyć z taką siłą. Wielu konfederatów, przerażonych fałszywą wieścią o zamachu na życie króla, składało broń, nie chcąc należeć do zbrodni.