Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 17 - Emigracja - Rok 1863.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

Chłodny, ostry wiatr przenika na poddasze, zimno tutaj i cicho, jakby się świat skończył. Wygnaniec patrzy w niebo przez małe okienko, a w myślach jego spokój...
Dzień się kończy, mrok idzie i noc zimowa długa, a jutro znów to samo. Dawniej czasem dostawał chwilowe zajęcia: jakieś lekcje, pisanie, lecz coraz trudniej o to, — tyle nędzy i potrzebujących.
Ktoś puka, wchodzi. To żona towarzysza broni, Nabielaka.
— Chorzy jesteście, panie Sewerynie? — pyta z troską i serdecznością.
— Nie. Co u was słychać?
— Głód i bieda. Ale może wam gorzej? Jedliście dziś?
— Nie jadłem i wstać mi się nie chciało: wstydzę się tego, to lenistwo, to niezgadzanie się z losem. Wstyd mi. Miałem sobie dzisiaj naprawić trzewiki, a nie zrobiłem nic. Dziękuję, żeście przyszli — to mnie zawstydziło, jutro wezmę się do roboty.
Kobieta ma łzy w oczach. I ona też głodna, myślała, że ten biedak podzieli się z nią chlebem.
Ha, trzeba jutro coś zdobyć dla niego, bo jest z tych, co w milczeniu — umierają.
I nietylko on jeden.



Na poddaszu w Brukselli, w niewielkiej izdebce, przy stoliku, założonym papierami, poważny starzec siedzi pochylony. Twarz spokojna, gęsto zmarszczkami okryta, włos biały, wzrok utonął gdzieś daleko, lecz myśl widocznie pracuje w skupieniu, z natężeniem, może z wysiłkiem.
To Joachim Lelewel, ukochany przez młodzież polską nauczyciel, uczony i historyk, z przekonań demokrata, rewolucjonista.
Dziś tułacz. Pozostała mu praca jedynie, którą ukochał, która mu życie wypełnia; ale trudno pracować na obczyźnie. Tam w Warszawie zostały jego