Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 17 - Emigracja - Rok 1863.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

A często kobiet bitych słychać szlochy
I świst wężowy smagającej pałki...
O straszne ruskie klasztory, straszliwe!
Piekło, powiadam tobie, piekło żywe!...


Bite, morzone głodem, pędzone do pracy nad siły, wytrwały jednak wszystkie. Umierały, lecz żadna nie uległa kusicielom, nie zaparła się wiary.
Wzięto je do mularki.

Dwie biedne spadły z rusztowania,
A jedną kamień, urwany ze sznura,
Zdjął, lecąc jako młyn okropny z góry,

I tylko krwawe purpurowe sznury,
Plamiące długo białości wapienne,
Przypominały nam długo i długo,
Że tak zabita jedna siostra nasza.


Pędzono je z miasta do miasta, zamknięto wreszcie znowu w ciemnym, okropnym klasztorze wśród borów, w Dziedziołach. Tam wymyślono nowy sposób nawracania: późną jesienią pławiono je w stawie.

Tam nas bywało zaszywają w wory,
I tak zaszyte obwiązują liną,
A potem djaczki, w łodziach wprzód posłani,
Płyną i płyną daleko, daleko
I na tych linach nas wleką i wleką.
A popy krzyczą: postoj! albo: tiahni!


Żydzi nawet litowali się nad niemi, lud z okolicy zbiegał się na widowisko, trzeba co innego wymyślić.

Raz na tych smętnych dziedzińcach klasztoru
W poranek szary, pomnę, rąbię drzewo,
A tu na prawo jęk i brzęk na lewo,
Jakby dwa głosy, obadwa do wtóru.