Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 17 - Emigracja - Rok 1863.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

Kościoły otoczone i lud w nich zamknięty, nikt nie wychodzi.
Upływają długie godziny. W mieście zdenerwowanie i na zamku także. Tego się nikt nie spodziewał.
Wieczór i noc zapada. Ciemność na ulicach. Rozkazano rozpalić ognie. Miasto wygląda ponuro i groźnie. Krążą plotki, że lud się rzuci na żołnierzy, aby odbić zamkniętych, że nastąpi wybuch powstania.
Lęk ogarnia wszystkich, nikt nie wie, co począć.
Wreszcie około północy Gersztenzwejg zdenerwowany każe wojsku wejść do kościołów, aresztować obecnych.
Otwierają przemocą kościół Ś-tego Krzyża: ciemno w nim, pusto. Nikogo tu niema.
Publiczność się rozeszła w ciągu dnia tylnem wejściem przez sąsiednie domy.
Kościół Święto Jański jaśniał od świateł płonących; na środku wspaniały katafalk żałobny pod srebrnym baldachimem i potret Kościuszki; księża w lśniących ornatach, lud milczący klęczy, ku ołtarzowi zwrócony.
Gersztenzwejg osobiście wezwał do rozejścia, lecz nikt nie odpowiedział. Klęczęli wszyscy, jakby skamienieli, nieruchomi, milczący, martwi. A światła wkoło płoną uroczyście, lśnią srebrne ozdoby na kirach żałobnych.
Padł rozkaz aresztowania. Żołnierze weszli do świątyni, otaczali z brzegu niewielkie gromadki i prowadzili na zamek. Lud nie stawiał oporu. Wtem ktoś uderzył w dzwony, i groźnie, ponuro popłynęły śpiżowe dźwięki niby skarga.
U Bernardynów broniono się ławkami przed żołnierstwem. Ukończono aresztowania już nad ranem; około piątej więźniów pod konwojem prowadzono do Cytadeli.
— Ilu? — zapytał Lambert, gdy Gersztenzwejg zdawał mu sprawę z czynności.