Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 17 - Emigracja - Rok 1863.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

dzić się z Konstantym, Wielopolskim, starać się uspokoić wzburzone umysły, zapomnieć krwi przelanej, i na razie przynajmniej utrzymać w kraju spokój.
Lecz „czerwoni“ nigdy się na to nie zgodzą. Nie chcą ustępstw, bo to chwilowa obłuda. Car dziś daje, jutro odbierze. Oni pragną niepodległości i walki. Wierzą, że lud powstanie, wierzą w pomoc Francji, a najwięcej we własne serca. Te im nie pozwalają uścisnąć ręki wroga.
Ale jak ją odrzucić? Wielka, wielka odpowiedzialność.
Jednak odrzucą. W pojednaniu z wrogiem właśnie widzą niebezpieczeństwo największe. To wyrzeczenie się niepodległości. Nie chcą sprzedać praw kraju za miskę soczewicy, precz z łaską carską! Niech odda wszystko, co zagrabił.
Odrzucono zgodę sztyletem. Spiskowiec Jaroszyński na rozkaz swej partji usiłował zabić księcia Konstantego, Ryll i Rzońca — Wielopolskiego. Wszyscy trzej ujęci i skazani na śmierć.
Ogół narodu zamachy potępił: sztylet nie jest bronią Polaka. Lecz spodziewano się ułaskawienia.
Akt łaski Konstantego zjednałby mu serca więcej, niż mamka Polka i syn Wacław; ułaskawienie byłoby dowodem, że rozumie i odczuwa ból narodu, a więc można mu ufać. Miał w ręku wielką moc, moc miłosierdzia.
Nie umiał z niej skorzystać. Ani książę Konstanty, ani Wielopolski, nie rozumieli, jak wielką jest chwila, nie rozumieli, że własny los trzymają w ręku. Zimnych serc cierpienie ludzkie nie wzruszyło.
Wyroki śmierci wykonano w sierpniu roku 1862. Trzy szubienice stanęły nieprzebytym murem między narodem a sędziami ofiar. Niema tu dla nich już żadnej nadziei. To była godzina upadku.
A oni idą dalej, nie wiedząc, co czynią.
Pozwolono obywatelom zjechać się w Warszawie i wyrazić otwarcie swe życzenia, a gdy się ośmielili