Wojska wkraczają zewsząd: piechota, jazda, artylerja, dudnią po bruku koła i kopyta, słychać stąpania i głosy komendy.
Miasto zajęli — Krzyżacy.
„Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie,
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił.“...
Warszawa zajęta niby bez wystrzału, ale teraz właśnie zaczyna się walka. Wojska stanęły naprzeciwko siebie po obu brzegach Wisły i grad pocisków pada na Warszawę, grad pocisków leci z tej strony na Pragę. Grzmią działa, kordon wojska odgradza Powiśle, ruch miejski w tamtą stronę powstrzymany. Rosyjskie aeroplany rzucają bomby na opuszczoną stolicę, ulice opustoszały, tu i owdzie gruchot szrapnela, mur się sypie, szyby wypadły, tam zabiło na posterunku milicjanta, gdzieniegdzie wyglądają z okna blade twarze.
Na Pradze łuny i pożary.
Lecz trzeciego dnia cisza: prawy brzeg Wisły opustoszał, Moskale ustąpili. Już zabrali wszystko, co chcieli.
Nowy władca Warszawy spuszcza na Wisłę łodzie. Jakie wieści przyniesie z przeciwnego brzegu?
Dziwne, o, dziwne płyną stamtąd wieści, już dawno, już od wiosny. Nie z Pragi, ale dalej.
Aby je sprawdzić, trzebaby na skrzydłach choćby aeroplanu wznieść się wysoko, wysoko, objąć okiem obszary całej ziemi polskiej, dawnej Polski i Rusi Czerwonej, Wołynia i na północ, do Brześcia, Kowna. Na całej tej przestrzeni widok niebywały: ruchoma fala pożarów i ludzi. Płoną nietylko wioski, ale łany zboża, stogi siana, lasy i miasta. Pło-