czyzny, i niech miecz twój jak promień słońca rozproszy groźną nawałnicę, która od wieków szerzy w ziemi naszej spustoszenie.
— Amen! — odpowiedzieli obecni.
Nie pośród psot i figlów upływały dziecięce lata Marka i Jana Sobieskich. Matka ich, Teofila z Daniłłowiczów Sobieska, wielkiej duszy matrona, od lat najwcześniejszych starała się obudzić w sercach synów wielką miłość kraju, poczucie obowiązku i chęć bohaterskiego poświęcenia.
Pierwszą ich szkołą była też świątynia w rodzinnej Żółkwi, pełna grobowców i wspomnień, a pierwszą księgą, z której się czytać uczyli, napis na grobowym kamieniu pradziada:
Z pacierzem łączyły się dla nich te słowa i niemniej głęboko zapadły im w dusze.
Dziesięcioletni Jan ze starszym o rok bratem wysłani do Krakowa, uczęszczają tam do Akademji, uczą się języków obcych, i otoczeni dosyć licznym dworem, pod kierunkiem ochmistrza prowadzą dom własny. Dzień wypełnia im nauka i stosunki towarzyskie: przyjmowanie gości, oddawanie wizyt. Ćwiczą się przez to w obcowaniu z ludźmi, uczą powagi w każdym postępku i słowie, zachowania godności własnej i właściwej dla każdego uprzejmości.
Rozrywki znali jedynie rycerskie: strzelanie z łuku i popisy szablą.
Gdy wyjechali później do Paryża, gdzie moda