jednak niema odpoczynku: czuwać trzeba, bo nieprzyjaciel liczny i ma świeże siły w zapasie do boju.
Lecz w tureckim obozie cicho, — ogniska płoną, ale nie słychać okrzyków, wszystko zda się uśpione.
I słońce wstało, a nikt się nie budzi, nikt nie spieszy do szturmu. — Cóż to znaczy?
Ha, tuman kurzu! nowa nadchodzi potęga, lśnią zbroje, tętni ziemia, powiewają wysoko chorągwie — czy na zagładę warowni?
To nasi! To Sobieski! Turczyn pokonany, umknął i obóz zostawił w zdobyczy. Niech żyje król Jan III.
I mężna niewiasta, która ocaliła Trębowlę.
Nadeszła uroczystość upragniona dla dumnej żony bohatera, Francuzki »Marysieńki«, która drżała, że mąż jej mógłby zginąć, zanim korona jej skronie ozdobi. Teraz doczekała się wreszcie tej chwili. Piękna pani jaśnieje szczęściem i zapewne daleko więcej kocha swojego Jasia.
Inaczej na ten zaszczyt zapatrywał się Jan Sobieski, o czem wiedzieć możemy ze słów jego własnych, wypowiedzianych po elekcji do tych, którzy w imieniu całego narodu złożyli mu koronę Piastów:
»Wiem, jaki wielki zaszczyt i jak ciężki obowiązek złączony jest z tem berłem. Patrzałem od