jeszcze towarzyszów i poleciwszy go im przytrzymać, sięgnął tylko do buta, aby wydobyć stamtąd rożek z tabaką, chcąc odświeżyć sześć razy już w swem życiu odmrożony nos, tabaka jednak była widocznie tego rodzaju, że nie mógł znieść jej nawet upiór. Zatkawszy palcem prawą dziurkę od nosa nie zdążył jeszcze stójkowy pociągnąć lewą dziurką pół garści tabaki, gdy upiór tak mocno kichnął, że wszystkim trzem opryskał zupełnie oczy. Kiedy wyciągnęli ręce, aby przetrzeć oczy, śladu upiora już nie było, tak, że nie wiedzieli nawet, czy rzeczywiście mieli go w swych rękach. Od tej pory stójkowych opanował taki strach przed umarłymi, że obawiali się nawet chwytać żywych i z daleka tylko krzyczeli: „Hej tam, idź ty swoją drogą!“ a upiór-urzędnik zaczął się pokazywać nawet za mostem Kalinkińskim, napędzając wielkiego strachu wszystkim tchórzliwym ludziom.
Zapomnieliśmy jednak zupełnie o pewnej wysokiej figurze, która przecież prawie była właściwie przyczyną, iż prawdziwa zresztą historya wzięła obrót fantastyczny. Przedewszystkiem sprawiedliwość nakazuje zauważyć, że pewna wysoka figura wkrótce po odejściu biednego, zmiażdżonego Akakija Akakijewicza, poczuła coś w rodzaju litości, która zresztą nie była jej obcą; serce tego człowieka dostępne było dla wielu szlachetnych porywów pomimo to, że ranga bardzo często przeszkadzała się im objawić. Gdy tylko przyjezdny przyjaciel wyszedł z gabinetu, zamyślił się o biednym Akakakiju Akakijewiczu. I od tej chwili każdego dnia prawie stawał mu w wyobraźni blady Akakij Akakijewicz, który nie wytrzymał urzędowej nagany. Myśl o nim niepokoiła go do tego stopnia, że w tydzień później postanowił nawet posłać urzędnika dowiedzieć się, co on za jeden i czy istotnie możnaby mu w czem dopomódz; a gdy zawiadomiono go, iż Akakij Akakijewicz umarł nagle w gorączce, takie to na nim wrażenie zrobiło, że czuł wyrzuty sumienia i cały dzień był jak nieswój. Pragnąc rozerwać się choć trochę i zapomnieć o przykrem wrażeniu, udał się na wieczór do jednego ze swych przyjaciół, gdzie zastał porządne towarzystwo, a co ważniejsza, wszyscy byli prawie tej samej rangi, tak
Strona:Nikołaj Gogol - Obrazki z życia.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.