śmiesz? czy pan rozumiesz, kto przed panem stoi?“ a jeśli nawet i mówił, to nie wprzód, aż wysłuchał, o co chodzi.
Daleko dziwniejszą jest jednak okoliczność, że od tej pory ustało całkowicie zjawianie się urzędnika-upiora: zapewne płaszcz generalski zupełnie na niego pasował; bądź co bądź nie słychać już było nigdzie o wypadkach kradzieży płaszczów. Zresztą wielu czynnych i przedsiębiorczych ludzi nie chciało się w żaden sposób uspokoić i przebąkiwało, że w odległych częściach miasta wciąż jeszcze ukazywał się urzędnik-upiór. W samej rzeczy pewien stójkowy kołomeński[1] na własne oczy widział, jak z poza pewnego domu ukazała się mara; będąc jednak z natury nieco słabowitym, tak że razu pewnego zwykły prosiak, wypadłszy z za węgła, z nóg go powalił, ku wielkiej radości stojących naokoło dorożkarzy, od których zażądał on później za owe drwiny po groszu na tytoń, — będąc tedy słabowitym, nie ośmielił się zatrzymać upiora, szedł tylko za nim po ciemku dopóty, dopóki w końcu duch nie obejrzał się nagle i zatrzymawszy się, nie zapytał: „A ty czego chcesz?“ pogroziwszy mu taką pięścią, jakiej i żywi nie mają. Stójkowy odpowiedział: „Niczego“ i zawrócił natychmiast ku swemu stanowisku. Duch jednak tym razem był o wiele większego wzrostu, miał olbrzymie wąsy i skierowawszy swe kroki, jak się zdawało, ku Obuchowemu mostowi, skrył się zupełnie w nocnej ciemności.
- ↑ „stójkowy kołomeński“. Kołomna — niepozorna dzielnica petersburska, o której Gogol w „Portrecie“ powiada, że wszystko w niej przybierało barwę „popielatą“.