sferze, z której zostali wzięci, wśród tych warunków, w jakich żyli, i z takiem jak oni usposobieniem innymi być nie mogli; autor zaś nie miał zgoła na celu roztrząsnąć ich rozum, dać poznać ich pojęcia, lecz tylko odmalować to życie jednostajne, ale dla nich nie nudne i nie nużące, a zwłaszcza tę nadzwyczajną dobroć ich serca, spokojnego i zadowolonego, która pragnęła, ażeby wszyscy wkoło nich byli spokojni i zadowoleni. Żądza posiadania nie trapi ich duszy; potrzeby ich są skromne, a ponieważ mogą je zadowolić w zupełności, mniejsza o to, czy majątek mógłby przynosić jeszcze więcej. Służba okrada ich bezczelnie, ale oni o tem nie wiedzą, a ich dobroduszność jest tak wielka, że nawet przez głowę im nie przychodzi posądzać kogoś o złodziejstwo, a ladajakie wyjaśnienie biorą za prawdę rzetelną. Błyszczeć wśród świata nigdy zapewne nie marzyli; dość im przyjąć suto gości, gdy ich nawiedzą; wtedy radość się ich zwiększa, i robią wszystko, co tylko mogą, ażeby im dogodzić. Nie robią tego dla popisu, dla zaimponowania bliźnim, ale tylko z dobrego serca, pragnąc, by wszyscy tchnęli wesołością.
W zachowaniu się obojga staruszków są pewne drobne różnice, psychologicznie doskonale uzasadnione. Atanazy, choć niegdyś zdobył się na wykradzenie Pulcheryi, choć rozsądny i znał się dobrze na gospodarstwie, nie miał w sobie najmniejszej skłonności ani do awantur, ani nawet do działania jakiegokolwiek; na starość wegietował już tylko, to jest żył niemal jak roślina, która potrzebuje jeno odżywiania i kiedyniekiedy ledwie przypominał sobie nastrój żartobliwy, żeby żonę troszeczkę nastraszyć; zostawiony własnym siłom i obrotności, okazywał zupełną życiową nieudolność. Pulcherya przeciwnie, zajęta wciąż gospodarstwem kobiecem, zachowała więcej samodzielności w tym szczuplutkim zakresie, poczytywała Atanazego za dobre kochane dziecko, które rady sobie dać nie będzie mogło. To też gdy zgon swój przewidywała, największą jej troską było, co się stanie z mężem, więc na zbawienie wieczne zaklinała starą gospodynię, ażeby o nim pamiętała. W tym jednym wypadku okazała się, w słowach przynajmniej, surową, pogroziła, że sama prosić będzie Boga, ażeby Jawdosze nie dał lekkiego skonania, jeżeli przez nią mąż owdowiały ucierpi w czemkolwiek.
„Dziennik szalonego“ jest bolesnym okrzykiem duszy
Strona:Nikołaj Gogol - Obrazki z życia.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.