lubił pożartować z Pulcheryi Iwanówny i pogadać o czemś postronnem.
— A co, Pulcheryo Iwanówno — mówił on — gdyby w tej chwili dom nasz się zapalił, gdziebyśmy się też podzieli?
— Ot jeszcze, Boże uchowaj! — odpowiadała Pulcherya Iwanówna, żegnając się.
— Ale przypuśćmy, że dom nasz spalił się do szczętu, gdziebyśmy się też podzieli?
— Bóg wie, co mówicie, Atanazy Iwanowiczu! Czy podobna, by dom nasz mógł się spalić! Bóg tego nie dopuści!...
— No, a gdyby się spalił?
— Cóż! wówczas przenieślibyśmy się do kuchni. Wy zajęlibyście tymczasem pokoik, w którym mieszka klucznica...
— A gdyby się i kuchnia spaliła?
— O, jeszcze! Bóg uchowa od dopuszczenia, by dom i kuchnia spaliły się razem!... No, to wówczas do śpiżarni, zanimby dom odbudowano.
— A gdyby się i śpiżarnia spaliła?
— Bóg wie, co wy gadacie! Nawet słuchać nie chcę! Grzech to mówić! Bóg karze za takie słowa!...
Ale Atanazy Iwanowicz, zadowolony z żartu, uśmiechał się tylko, siedząc w swym fotelu.
Najbardziej jednak interesującymi wydawali mi się staruszkowie, gdy przyjmowali gości: Dom ich cały wówczas stawał się inny. Dobrzy ci ludzie, rzec można, żyli dla gości. Wszystko, co było najlepszego w domu, stawiano przed przybyłych; jedno przed drugiem, oboje silili się, by ich ugościć jak najlepiej. Najprzyjemniejszem jednak dla mnie to było, że w ich usłużności nie widziałeś cienia przymusu. Serdeczna gotowość, szczera chęć przyjęcia malowała się na ich twarzach tak dobitnie, tak właściwe były obojgu, że mimowoli skłaniałeś się ku ich prośbom. Były one jakby wynikiem szczerej prostoty i otwartego ich, najlepszego serca. Chętliwość ich w ugoszczeniu wcale nie była podobną do gotowości, z jaką podejmuje cię urzędnik izby skarbowej, który ci wszystko zawdzięcza, nazywa swym dobroczyńcą i u nóg się twych tarza!... Gościa nigdy nie puszczano tegoż
Strona:Nikołaj Gogol - Obrazki z życia.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.