niesiono nieboszczkę, tłum poszedł za trumną, i on poszedł także. Popi byli ubrani pontyfikalnie; słońce świeciło, dzieci przy piersi płakały na rękach swych matek, śpiewały skowronki, dziatwa w koszulinkach biegała, bawiąc się po drodze. Trumnę ustawiono nad mogiłą; kazano mu zbliżyć się i po raz ostatni ucałować trupa. Zbliżył się, pocałował; w oczach ukazały się łzy, ale jakieś martwe, bez czucia. Spuszczono trumnę, kapłan ujął rydel i pierwszy rzucił garść ziemi; głośny, przeciągły chór djaka i dwóch cerkiewnych odśpiewał „wieczny odpoczynek“[1] pod niebem jasnem, bez chmury; grabarze wzięli się do rydlów... Wówczas on ku przodowi postąpił; zrobiono mu miejsce, pragnąc dowiedzieć się, co zrobić zamierza? On spojrzał po obecnych smutnie:
— I otóż pogrzebaliście ją, na co?... — Tu zatrzymał się i mowy nie dokończył.
Ale gdy wrócił do domu, ujrzał pustkę w pokojach, obaczył, że nawet fotel wyniesiono, na którym siadywała nieboszczka — zapłakał głośno, silnie, bez nadziei ulgi, i łzy potokiem płynęły z jego gasnących oczu.
Pięć lat ubiegło od tej chwili. Jakiejże rozpaczy czas nie uleczy? Co utrzymać się zdoła w walce z nim nierównej?... Znałem pewnego człowieka w kwiecie wieku, pełnego wielkich przymiotów i dobroci, znałem gdy kochał czule, silnie, szalenie, zuchwale, skromnie!... i przy mnie, prawie w moich oczach przedmiot jego miłości — dobra jak anioł, piękna jak on, padła ofiarą śmierci. Nigdy nie widziałem tak straszliwych objawów duchowej męczarni; takiej szalonej, niszczącej tęsknoty, tak pożerającej rozpaczy, jakie owładnęły nieszczęsnym kochankiem!... Ani pomyślałem kiedy, by mógł człowiek stworzyć dla się piekło, w którem ni cienia, ni obrazu, nic, coby w czemkolwiek podobnem było do nadziei... Starano się mieć go na oku: uprzątnięto wszystko, czemby mógł życie sobie odebrać. Po dwóch tygodniach zwyciężył siebie: zaczął śmiać się, żartować... Dano mu wolność; pierwsze, na co jej użył, było: zakupienie pistoletu. Pewnego dnia, niespodzianie usłyszano wystrzał, który wielce przeraził jego rodzinę; wbiegłszy do pokoju, ujrzeli go leżącego z czaszką roztrzaskaną. Lekarz, wielkiej zażywający sławy, a który w pobliżu znajdował
- ↑ „djak“ — zakrystyan obrządku wschodniego; „cerkiewny“ — tak zwany: ponamar; „wieczny odpoczynek“ tj. wieznaja pamiat’.