potrawy nie były już ugotowane tak smacznie. O gospodarstwo nawet zapytać nie chciałem, lękając się spojrzeć na gospodarskie budynki.
Gdy usiedliśmy do stołu, służąca okryła Atanazego Iwanowicza serwetką, i postąpiła bardzo roztropnie, bez tego bowiem cały szlafrok zawalałby sosem.
Starałem się go rozerwać i zacząłem mu mówić o rozmaitych rzeczach. Słuchał ze zwykłym uśmiechem; ale niekiedy spojrzenie jego było całkowicie obojętne, i myśli nie trwały w nim, lecz znikały. Częstokroć podnosił łyżkę z kaszą, i zamiast nieść ją do ust, niósł do nosa; zamiast w kurczę wetknąć widelec, tkał go dokarafki z wodą, i wówczas służąca wziąwszy jego rękę, skierowywała ją na pieczyste. Niekiedy kilka minut czekaliśmy na nową potrawę. Atanazy Iwanowicz nawet sam to spostrzegał, i mówił: Dlaczego też nie niosą jedzenia? — ale przez szparę drzwi widziałem, jak malec, usługujący do stołu, wcale o nas nie myślał, i spał, głowę oparłszy o ławkę...
— Oto jest ta potrawa, — przemówił Atanazy Iwanowicz, gdy dano nam mniszki ze śmietaną. — Oto ta potrawa, — mówił dalej; ale zauważyłem, że głos jego drżał i łza gotowała się wybiedz z ołowianych oczu; lecz zbierał on wszystkie siły, by ją powstrzymać. — To ta potrawa, nie... nie... boszcz... niebo... — i zalał się łzami. Ręka jego upadła na talerz, talerz przewrócił się, poleciał i roztłukł w kawały, sos zalał go całego. On siedział bez czucia, bez czucia trzymał łyżkę, i łzy jak potok, jak cicho szemrząca fontana, lały się, lały zalewając sobą okrywającą go serwetkę.
— Boże! — pomyślałem patrząc nań, — pięć lat wszystko niszczącego czasu... starzec już bez czucia, starzec, którego życie zdaje się nie było niepokojonem przez żadne duszy wstrząśnienia, którego całe istnienie zda się złożonem było z siedzenia w wygodnem krześle, z jedzenia suszonych ryb i gruszek, i dobrodusznych opowiadań... i tak przeciągły, tak szczególny w nim smutek!... Co od nas silniejsze: namiętność, czy przyzwyczajenie? Czy też tęskne wzruszenia, cały huragan naszych żądz i wrzących namiętności jest tylko wynikiem działania młodych sił naszych, i dlatego tylko zdają się
Strona:Nikołaj Gogol - Obrazki z życia.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.