domo, patrzy zawsze każdy z kolegów jego młodych urzędników, doprowadzających bystrość swego wzroku, tak daleko, że zauważą nawet, komu na drugiej stronie chodnika odpruło się strzemiączko u pantalonów, który to widok wywołuje oczywiście złośliwy uśmiech na ich usta. Ale Akakij Akakijewicz jeśli patrzył nawet na coś, widział jedynie tylko na wszystkiem wyraźne, wyrobionym charakterem pisane wiersze i wtedy chyba dopiero gdy niewiadomo skąd zjawiający się koń kładł łeb na jego ramieniu i oddychał mu nozdrzami nad policzkiem, wtedy dopiero spostrzegał, że nie znajduje się w środku wiersza, lecz raczej na środku ulicy. Przyszedłszy do domu, siadał natychmiast do stołu, jadł z pośpiechem swój kapuśniak[1] i kawałek wołowiny z czosnkiem... wszystko to z muchami i Bóg wie nie czem, nie czując wcale ich smaku. Zauważywszy, że żołądek zaczynał pęcznieć, wstawał od stołu, wyjmował atrament i przepisywał papiery przyniesione do domu; jeżeli zaś nie miał nic do roboty, sporządzał dla własnej przyjemności kopie, szczególniej gdy referat zasługiwał na uwagę — nie ze względu na piękność stylu, lecz jeśli wystosowany był do jakiejś nowej lub wysokiej osobistości.
Nawet o tej porze, gdy blednie już szare niebo petersburskie i cały świat urzędniczy był syty po obiedzie, zależnym od otrzymywanej pensyi i własnych zachceń; gdy wszyscy odpoczęli już po kancelaryjnem skrzypieniu piór, bieganinie, swych własnych i cudzych niezbędnych zajęciach i tych wszystkich trudach większych nawet niż trzeba, jakie zadaje sobie dobrowolnie niestrudzony człowiek; gdy urzędnicy śpieszą urozmaicić sobie rozrywką czas pozostały: co żwawszy leci do teatru, inni na ulicę, by zaglądać kobietom pod kapelusze, inni znów na wieczór, aby go przepędzić w umizgach do jakiejś gładkiej dziewczyny, gwiazdy małego świata urzędniczeczego, inni wreszcie — i to zdarza się najczęściej — idą wprost do kolegi na trzecie lub czwarte piętro, do dwóch małych pokoików z przedpokojem lub kuchnią i z jakiemiś modnemi pretensyami: lampą lub jakimś innym drobiazgiem, które kosztowały mnóstwo ofiar wyrzeczenia się obiadów lub przechadzek: — słowem w tym czasie nawet, gdy wszyscy urzędnicy rozchodzą się po
- ↑ kapuśniak — właściwie: szczi, narodowa zupa u Rosyan.