czuł dobrze, iż mógłby przepędzić czas bez porównania lepiej. W oczach jego widać było czasem szczerą chęć wmieszania się do jakiejś interesującej rozmowy, lecz wstrzymywała go myśl, czy to nie zawiele już byłoby z jego strony, czy nie będzie to wyglądało zbyt poufale i czy on nie utraci przez to swego znaczenia. Wskutek podobnych rozmyślań pozostawał ciągle w tem samem milczeniu, z rzadka tylko wydając jakieś dźwięki jednozgłoskowe, ściągając na siebie tym sposobem nazwę najnudniejszego człowieka.
Do takiej to wysokiej figury udał się nasz Akakij Akakijewicz i udał się w najniekorzystniejszym czasie, bardzo nie w porę dla siebie, w porę jednak dla wysokiej figury. Wysoka figura znajdowała się w swym gabinecie i rozmawiała bardzo a bardzo wesoło z pewnym starym swym znajomym i towaryszem lat dziecinnych, który niedawno przyjechał, i z którym nie widzieli się już od lat kilku. W takim to czasie oznajmiono tej figurze, iż przyszedł jakiś Baszmaczkin. Na ostre zapytanie, „co za jeden“, odpowiedziano, że jakiś urzędnik!
— „A! może poczekać, nie pora teraz“, — powiedział wybitny człowiek. Wypada zaznaczyć, że wybitny człowiek wierutnie skłamał: teraz właśnie była pora, dawno już bowiem ze swym przyjacielem nagadali się o wszystkiem i dawno już przeplatali rozmowę niezmiernie długiemi chwilami milczenia, uderzając tylko z lekka jeden drugiego po kolanie i mówiąc: „Tak, tak, Iwanie Abramowiczu!“ — „tak, tak, Stefanie Warłaamowiczu!“[1] pomimo to wszystko jednakże polecił czekać urzędnikowi, aby wobec przyjaciela, który oddawna już nie był w służbie i osiadł na wsi, pokazać, jak to długo muszą urzędnicy czekać u niego w przedpokoju. W końcu nagadawszy się a bardziej jeszcze namilczawszy się podostatkiem, wypaliwszy cygarko w bardzo wygodnym fotelu z wygiętem oparciem, nagle jakgdyby coś sobie przypomniał, powiedział do sekretarza, który stanął we drzwiach z papierami do raportu:
— „Tam, zdaje się czeka urzędnik, niech mu pan powie, że może wejść“.
Spostrzegłszy potulną minę Akakija Akakijewicza i jego stary wicemundur, zwrócił się ku niemu nagle
- ↑ „Tak, tak, Iwanie Abramowiczu“. Mimowolnie przypomina się tu rozmowa klucznika z woźnym w XI księdze „Pana Tadeusza“: „Tak, tak, mój Protazeńku; tak, tak, mój Gerwazeńku“. Gogol niewątpliwie znał „Pana Tadeusza“ (1834), a że swój „Płaszcz“ obrobił dopiero ostatecznie w 1842, możliwą jest rzeczą, iż mu przypomnienie nasunęło ten zwrot znamienny, choć zresztą w życiu tak częsty.