Strona:Noc letnia.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

blę odpasał i oparł o stół dębowy — Za łożem kaplica wydrążona w ścianie, z ołtarzem i szczerozłotą lampą — On nie odwraca się ku niéj by zmówić jak co dnia, pacierz przed zaśnięciem — On wie, że nie zaśnie dzisiaj! Czasem tylko oczy wzniósłszy patrzy na przodków obrazy niewzruszonemi źrzenicami patrzące na niego, a gdy obieży ich koło, znów wzrok smętnie spuszcza na dół.


Wiecie-li młodzieńcy, wy syny światła, kusiciele burzy, co się dzieje z duszą starców gdy prysną ich rachuby — ostatnie ich miłości na ziemi? — O nie, nigdy wam los tak gorzkiéj nie podał trucizny — Czas jak niewolnik niesie was na skrzydłach i przestrzeń skrzydłami rozrzyna — choć sto gwiazd zagaśnie z tyłu, sto innych przed nim zapala się daléj — «Naprzód w nieskończoność,» oto hasło wasze — Lecz oni