Strona:Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf/128

Ta strona została przepisana.

zarzutów, że zawinił brakiem rozumu politycznego i wywlekaniem na szersze forum tego, co powinno było zostać w ściślejszym gronie duchowieństwa, niejako in camera caritatis. Jeszcze jeden punkt wymaga objaśnienia; jak wynika z listu, Bonczyk nie rozsyłał poematu konfratrom, czekając na recenzję Kuriera Poznańskiego i na zdanie ks. Weltzla, którym posłał przede wszystkim pierwsze egzemplarze. Miały to być dla niego jakby wyroki śmierci lub życia, ale dlaczego właśnie stąd ich Bonczyk oczekiwał. Okoliczność, że w Kurierze Poznańskim oceniono przychylnie Stary Kościół Miechowski, nie mogła być powodem wyróżnienia tego czasopisma, bo niemniej życzliwości okazał Katolik, lecz najwidoczniej ze zdaniem tego katolickiego dziennika pozaśląskiego liczono się najwięcej w sferach duchowieństwa śląskiego, na których poecie zależało. Oba sądy: Weltzla i Kuriera Poznańskiego, miały zabezpieczyć autora przed krytyką dalszą z czyjejkolwiek strony: polskiej czy centrowej. Katolik nie miał w r. 1886 tej powagi co w 1879 i widocznie zdanie redaktora Wielkopolanina w gazecie śląskiej mniej znaczyło, niż zdanie Wielkopolanina w gazecie poznańskiej, chociaż i ta i tamta były gazetą polską. Subtelna to, ale niewątpliwa różnica.

Znamienne obawy

W jakiejże sprawie zapaść miał ów rozstrzygający wyrok Kuriera Poznańskiego, czy co do wartości literackiej poematu? Z recenzji nie odnosimy tego wrażenia i jeżeli wolno przypuszczać, że recenzent wyczuwał, o co autorowi idzie, to najważniejszą rzeczą dla niego było stwierdzenie polskiego uczucia w utworze. Jeśli tego sobie Bonczyk życzył, to pragnienie jego zaspokojono aż nadto. Niestety, nie wiemy, co napisał ks. Weltzel po przeczytaniu na gorąco, zaraz po otrzymaniu Góry Chełmskiej; wytykał jakieś usterki historyczne, ale o całości wypowiedział zdanie „szczere i otwarte… doprawdy rzeczowe i trafne i… miłe“ tak dalece, że Bonczyk nie zawahał się posłać mu z prośbą o taką samą ocenę swoich niemieckich poezyj erotycznych (Gudrunlieder). Musiał więc dobrze wniknąć w zamiary autora, co było dla tego o tyle niespodzianką, że „pierwsze dziełko“, a więc chyba Stary Kościół Mie-