Strona:Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf/130

Ta strona została przepisana.

zewnątrz poddał się dyscyplinie centrowej, której za czasów Ficka nie było, ale też uszanowania nadmiernego władzy świeckiej nie okazywał, bo z nią starł się niejednokrotnie podczas walki kulturnej. Zasadniczą różnicę między nim a większością konfratrów i niegdyś towarzyszy broni stanowiło to, że on niczego nie zapomniał z niedawnych lat i nauczył się widzieć analogie i konsekwencje przebytej walki w teraźniejszości, oni zaś wszystko zapomnieli, a niczego się nie nauczyli.
Samodzielność jego spojrzenia na sytuację polegała na tym, że nie zrywał z centrum, aby związać sprawę polskości na Śląsku z Wielkopolską, bo to — jego zdaniem — mogło jej tylko zaszkodzić, zadanie zaś duchowieństwa śląskiego widział w tym, żeby trzymając się centrum, zużywać jego wpływy na korzyść ludu polskiego na Śląsku. Trzeba więc było przekonywać centrum o konieczności utrzymania języka i odwiecznego obyczaju polskiego na Śląsku jako jedynej podstawy katolicyzmu w tym kraju i w tym przekonaniu był Bonczyk niewątpliwie szczery bez żadnej ubocznej myśli, lecz z drugiej strony duchowieństwo miało dbać o to, żeby ludowi nie rzucać kłód pod nogi w drodze do przyszłości, która wynikała z jego przeszłości. Wierzył w to, że Silesia fara da se, że Śląsk sam sobie da radę i trafi do Polski, zwłaszcza że krzepić go będzie poczucie związku nie tylko z Polakami, lecz także ze „Słowianami, panami pół świata“ i „pamięć wielkiej i świętej przeszłości“. Kiedy to i jak nastąpi, nie chciał i nie zamyślał prorokować, wystarczało przeświadczenie moralne, że pruskie pogwałcenie prawa przez siłę nie może pozostać bez kary, i ambitne przekonanie o niezłomnej sile ludu śląskiego, któremu zbędna, a nawet szkodliwa może być pomoc ze strony Wielkopolan. Nie przeszkadzało mu to kochać i cenić rodaków z innych dzielnic, ale pierwsza miłość należała do Śląska. W takim postawieniu sprawy i określeniu zadań duchowieństwa śląskiego tkwiło to, co nazwałem lekkim tchem wallenrodyzmu w Górze Chełmskiej, z którego Bonczyk niezupełnie może zdawał sobie sprawę. Wiara bowiem w lud śląski, że pozostanie sobą i zwycięży w walce o swe prawo do życia, łączyła się z niewiarą w duchowieństwo, czy ono dorośnie do swego zadania, czy