Trzeba polskich[1], by mogli rozmawiać z naszymi.
Dał Bóg Atanazego, — by na długie lata! —
Istotna dobrocizna[2], kocham go jak brata!“
Co kto powie, a z fajki wielkie kłęby dmuchał
Smędu aż pachnącego[3], bo tytuń z Turcyi.
Takim tylko częstuje gości kalwaryi.
Spostrzegłszy wikarego, rzekł: „Księże Walenty,
„Bardzo dobrze! A ludu po mieście aż czarno“, —
Odrzekł ksiądz Rymel, — „ale na dworze zbyt parno,
Lepiej jeszcze zaczekać; jednak przywitanie
Dopiero po nieszporach. Czekać, to me zdanie.“
Naglić ich, toć szczególnie jemu się nie godzi.
Otwarł drzwi, gwizdnął; otóż chuda gospodyni,
Czego jeszcze potrzeba, korne zwiady czyni.
On dał rozkaz, drzwi zawarł, ku gościom zwrócony
Jestem z tej obecności, chciałbym ją przedłużyć,
Wolnoż-li[5] przed odejściem jeszcze kawą służyć?“
„Owszem, owszem, prosimy! Nim zaś gospodyni
Winne w tym względzie prace oględnie poczyni,
„Ha!“ — rzekł proboszcz, — „tak może unudzę słuchaczy,
Choć to ważny interes[6]. Któż tu w Górnym Śląsku
Język polski rozkrzewiać ma w swym obowiązku?
Ba, nie mówię, rozkrzewiać, lecz bronić zagładzie?
- ↑ w. 242. trzeba polskich — dlatego też hr. Melchior Ferdynand Gaszyna powołał na Górę św. Anny reformatów polskich z prowincji małopolskiej, którzy mimo zazdrości franciszkanów czeskich, a potem nalegań pruskich, trzymali się tam nie tylko do utworzenia osobnej kustodii śląskiej w r. 1805, lecz aż do sekularyzacji 1810, która na Górze św. Anny zastała samych zakonników polskich. Po sekularyzacji, czyli w t. zw. „epoce babilońskiej niewoli“ (1810—1859) podtrzymał nadzieję uzyskania Góry św. Anny przez prowincję małopolską wybitny o. Stefan Brzozowski, który jako uchodźca z Chełmszczyzny znalazł przytułek najprzód w Piekarach 1843 a uruchomiwszy z ks. kanonikiem Fickiem ogromną w rozmiarach, a w skutkach przedziwną akcję szerzenia wstrzemięźliwości na G. Śląsku, zamieszkał w r. 1844 za zgodą kurii wrocławskiej jako komorant na Górze św. Anny. Stąd prowadził przez 8 lat bardzo błogą działalność misjonarską, zakładając w całym szeregu parafij obok towarzystw wstrzemięźliwości, także III zakon franciszkański, zanim jeszcze tercjarstwo było tu oficjalnie znane i dopuszczone. Taka inicjatywa nie znalazła jednak zrozumienia, ani u proboszcza Leśnicy ks. Krebsa, który o. Brzozowskiego już w r. 1847 w brzydki sposób a bezpodstawnie zadenuncjował u władzy duchownej, ani kaznodziei kalwaryjskiego ks. Nicki, który jak reszta kleru nie znając instytucji III zakonu, nie mógł sobie gorliwości o. Brzozowskiego inaczej tłumaczyć, jak skrytymi pobudkami narodowo-politycznymi i tak też doniósł do kurii wrocławskiej. To też ks. kardynał Diepenbrock, który już był korespondował z kurią tarnowską (a nie krakowską!) w sprawie sprowadzenia franciszkanów małopolskich na Górę św. Anny, otrzymawszy nader życzliwą dla o. Brzozowskiego petycję dekanatu oleskiego o ponowne obsadzenie Góry św. Anny franciszkanami, kazał o. Brzozowskiemu opuścić diecezję wrocławską i ofiarował Górę św. Anny niemieckim Alkantarynom (cfr. II, 238), mniemając, że i oni będą apostołami Górnoślązaków, zanim się jeszcze ich językiem do nich odezwą, bo „habit św. Franciszka przemawia wszystkimi językami“. Tak przynajmniej pisał do króla pruskiego. Najgłębszą przyczyną wydalenia tak zasłużonego o. Brzozowskiego i odrzucenia reformatów polskich był widocznie wzgląd narodowy na rząd pruski i obawa, że w razie dopuszczenia podejrzanych z góry o polityczne tendencje zakonników polskich, wskrzeszone będą zarzuty z niedawnego okresu ruchu niemiecko-katolickiego, że mianowicie hierarchia rzymska gnębi naród niemiecki i działa na jego szkodę. Decyzja wrocławskiego kardynała nabiera wyrazistości na tle chronicznego braku w diecezji t. zw. utrakwistów, tj. kapłanów obojęzycznych. Brak księży biegłych w języku polskim był tak dotkliwy, że proboszcz bytomski ks. Szafranek podał 1856 wniosek do kurii, by w pustym znowu po odejściu Alkantarynów klasztorze na Górze św. Anny utworzyła seminarium, lub zakład dla kształcenia kleru dwujęzycznego. Książę-biskup Förster nie zrealizował tego planu wprost, lecz pośrednio. Pozyskał bowiem dla Góry św. Anny reformatów niemieckich z Westfalii (1859), którzy ze swej strony otworzyli na Górze św. Anny zaraz (1860) nowicjat dla kandydatów ze znajomością języka polskiego. Istotnym aniołem zbawienia stał się wtedy dla franciszkanów westfalskich prawdziwie apostolski pierwszy ich nowicjusz polski ks. Józef Kleinwächter, który potem jako o. Atanazy i długoletni gwardian na Górze św. Anny od razu podbił sobie i pozyskał dla zakonu serca ludu i kleru śląskiego.
- ↑ w. 245. istotna dobrocizna — istotne wcielenie dobroci.
- ↑ w. 247 smędu aż pachnącego — dymu b. pachnącego, por. obj. do St. K. M. IV 476.
- ↑ w. 250. czy już zbiera pięty — czy już zbiera nogi, podnosi się do pójścia.
- ↑ w. 262. Wolnoż-li — charakterystyczne dla Bonczyka wzmocnienie znaczenia zasadniczego słowa; por. obj. I 49.
- ↑ w. 266. ważny interes — ważna sprawa; o różnych znaczeniach wyrazu: interes w poematach Bonczyka p. obj. St. K. M. I 399 i VI 404.
- ↑ w. 270. kto zagładza — domyślne język — kto język polski usuwa, pracuje nad jego zagładą, ten zdradza ojczyznę, dla Grelicha śląską.