Niebezpieczeństw grożących słusznie się nie boi.“
Znowu cisza nastała; starzec ją przerywa,
Do Ojca Gwardyjana z cicha się odzywa:
Z nim zeżyłem[1] i płoche i stateczne lata.
Jak kropla kroplę znajdzie, gdy śnieg taje w wiośnie,
Tak się w toku doświadczeń serce z sercem zrośnie!“
„Czyliż hrabia Damijan, boć to imię nosił
Z tym dla domu naszego nieszczęsnym znaczeniem?“
„Bynajmniej! Los wszech rzeczy — boskim dopuszczeniem!“
„Tak myślmy, mój Aleksy! Za pradawnych czasów
Zakwitnął tu nasz zakon w cieniu gęstych lasów,
My sobie powodzenia innego nie wróżym
Jak tego, co dawniejsze zakony miewały:
Wyrosły z woli Boga, dla niego istniały,
A skończywszy robotę, na jego skinienie
W ręku boskim. Z wszystkich już krajów wyganiano
Jezuitów — a żyją! Dręcząc ich, rozsiano
To nasionko w świat cały! I z nami tak będzie,
Bogu tylko żyć chcemy, Boga mamy wszędzie!“
Snuć rozmowę na nowo: „Ostatniego syna
Wysłał hrabia Gaszyna, gdy córka zginęła;
Nikt nie wrócił, jakby ich ziemia pochłónęła[4].“
„Tego to właśnie syna poznałem przed laty“, —