Strona:Norbert Bonczyk - Góra Chełmska.pdf/97

Ta strona została przepisana.

panijem), tym tylko w życiu móm uciechem“. Możemy mu wierzyć, że ten niewielki, ale jakże owocny obowiązek pełnić będzie sumiennie i radośnie. Wtóruje mu jeszcze wyraźniej olbrzymi przewodnik pielgrzymki od Pszczyny: „Katolickie sioła, chcą nas jakoś przerobić, nie uda się zgoła!“ (III 352—353). Ćwierć wieku przedtem zauważył to samo o ludzie spod Pszczyny o. Karol Antoniewicz (p. moje Związki duchowe Śląska z Krakowem, str. 31). Przedstawiciele ludu nie potwierdzają przepowiedni Grelicha, nie chcą trawić niczego nowego, ocalą zaś stare bez względu na to, czy wszyscy księża będą dbali, czy też tylko niektórzy. Jeżeli zaś z tego oporu wyrośnie coś nowego, jeżeli do ocalonych starych skarbów wiary i języka przybędzie nowy, to właśnie będzie nim to, przed czym bronił się Grelich, będzie to w jego rozumieniu „polityka“, poczucie narodowe polskie.
Czy Bonczyk taki wynik przeczuwał, nie da się z poematu przytoczyć na to dowodu. Lud oczom jego przedstawia się jako masa jeszcze nieukształtowana, tająca w sobie możliwości, ale wymagająca nadania jej kierunku; stąd zrodził się pomysł „ojczyzny filarów“, stąd płyną zaklęcia w kazaniu ks. Engla. Krytycy piszący o Górze Chełmskiej poszli za daleko za jedną z dwóch alternatyw: Bonczyk jest polskim patriotą i na to jako dowód zgromadzili wszystko, co mówi o polskim języku, polskim ludzie itd., albo jest centrowcem, a w najlepszym razie regionalistą śląskim, jako Polak nieuświadomionym w porównaniu z Damrothem i na to znowu jako dowód utożsamianie go przeważnie z Grelichem. Na to wszystko trzeba powtórzyć z Grelichem słowa Horacego, ale już w całości:

Est modus in rebus, sunt certi denique fines
quos ultra citraque nequit consistere rectum (Sat. I 106-107).

i oprzeć je na poprzednim ostrzeżeniu Horacego, że nie wolno przeciwieństw zbyt ostro sobie przeciwstawiać, a więc w Bonczyku tkwi i centrowiec, którym powoduje rozsądek i rozwaga, i Polak nie gorszy od Damrotha, gdy nim owładnie instynkt poetycki, instynkt niewątpliwie już polski, przeciw któremu rozsądek wierzgać usiłuje jakby przeciw biblijnemu ościeniowi. Która z tych sił przeważa, to inna już sprawa, do której wypadnie jeszcze powrócić.